Problematyka Trawopisa Mirona
Białoszewskiego i Zielonego wiersza
Władysława Broniewskiego oscyluje głównie wokół wątków autotematycznych. Siłą
rzeczy zatem, lektura porównawcza obu utworów skłania do refleksji nad istotą
poezji oraz, co za tym idzie, nad rolą poety w procesie tworzenia. Pomimo
różnic artystycznych, które dzielą ogólny dorobek pisarski obu autorów, wnioski
wynikające z analizowanych wierszy wydają się podobne.
Same tytuły utworów – Trawopis i Zielony wiersz – sugerują powiązanie poezji z naturą. Oczywiście zarówno poezja, jak i przyroda występują w tekstach w
znaczeniu szerszym, niż dosłowne. Przecież oba te pojęcia oprócz bezpośrednich
sensów łączą się, między innymi, z takimi skojarzeniami semantycznymi, jak:
„piękno”, „wolność”, „zachwyt”, „spontaniczność”, ale z drugiej strony „nieokiełznana
siła”, „śmierć”, „cierpienie”...
Poezja i natura utożsamiane są zatem w obu wierszach z tym wszystkim, co
składa się na życie w jego pierwotnej postaci. Są kwintesencją życia,
wszechobecną, a mimo to, albo właśnie dlatego, niepojętą. Właśnie ta
nieuchwytność poezji, rozumianej w kategorii „najwyższego poznania”, stanowi
punkt wyjścia dla rozważań podmiotów lirycznych w Trawopisie i Zielonym wierszu. Czytamy u Białoszewskiego:
Mam pisać o trawach
Jak zeszłego lata
Więc?
Trawy są
Ja jestem
Ale one kuszą, zanim co,
ciągną w górę
A zobaczone
Unoszą się w stronę
odwrotną
Natomiast u Broniewskiego nieco
mniej enigmatycznie, lecz równie niepokojąco pobrzmiewają wersy:
ja nie chcę wiele,
ale nie mniej niż
wszystko:
Ciebie i zieleń
(…)
Pętacki wiersz
sam wiesz, że łżesz,
ale dlaczego tak boli,
tak boli?
chyba już nic nie napiszę
(…)
Osobami
mówiącymi w powyższych utworach są poeci. Ponieważ zarówno Trawopis jak i Zielony wiersz
stanowią lirykę bezpośrednią i koncentrują się na osobistych wyznaniach
pisarzy, w obu przypadkach można by utożsamić ja „liryczne” z rzeczywistymi
autorami wierszy. Bardziej istotny jednak wydaje się uniwersalny portret poety,
który krystalizuje się w tekstach Białoszewskiego i Broniewskiego.
Analizowane wiersze przedstawiają poetę
jako tego, który widzi istotę swoich twórczych dążeń, lecz nie jest w stanie
owej istoty w pełni uchwycić, a tym bardziej odtworzyć za pomocą słowa. Poeta
przypomina tutaj dziecko, które z zachwytem spogląda na świat, intuicyjnie go
odczuwa i rozumie, ale nie potrafi nazwać jego poszczególnych składników. Ta
deprecjacja figury poety, swego rodzaju odarcie jej z patosu, widoczna jest
szczególnie w tytule tekstu Białoszewskiego oraz w ostatniej strofie Zielonego wiersza.
Po pierwsze, neologizm „trawopis”
kojarzyć się może z takimi określeniami jak „bajkopisarz” czy „wierszokleta”,
które, użyte ironicznie, nazywają literatów wątpliwej jakości lub po prostu
osoby o wybujałej wyobraźni, które notorycznie manipulują faktami. Jednocześnie
tytuł wiersza Białoszewskiego stanowi połączenie dwóch autonomicznych słów, które
po rozdzieleniu dają po prostu – „opis traw”. Poprzez tę fuzję znaczeń cały
utwór nabiera autoironicznego wyrazu, a poeta zdaje się formułować w nim
gorzkie wyznanie swojej bezsilności. Mianuje siebie „trawopisem”, a więc
samozwańczym artystą, który nieudolnie próbuje zgłębić istotę pospolitej
przecież – w ogólnej świadomości – trawy.
Podobny wydźwięk mają ostatnie wersy
Zielonego wiersza. Podmiot liryczny
wypowiada w nim swoją frustrację wprost: „Pętacki wiersz/ sam wiesz, że łżesz”
czy „chyba już nic nie napiszę/ w ogromną i groźną ciszę/ schodzę powoli”. Świadomość
klęski, której doświadcza poeta jest w utworze Broniewskiego tym dosadniejsza,
że wiąże się nieuchronnie nie tylko z porażką twórczą, ale także, a może przede
wszystkim, życiową. Poezja jest utożsamiona w Zielonym wierszu z najwyższym celem, jest dla podmiotu lirycznego
„sprawą życia i śmierci”. Niemożność jej zgłębienia równa się z duchowym
samobójstwem poety, po którym nie pozostaje nic oprócz „cichej i groźnej”
otchłani.
Oba utwory zatem rozwijają
ten sam temat. Zarówno Trawopis jak i
Zielony wiersz przedstawiają na wskroś
idealistyczny, niemal metafizyczny obraz poezji – rozumianej jako istota rzeczy
– oraz, paradoksalnie, „zdroworozsądkowy” dramat poety, który na wzór
mitycznego Syzyfa, skazany jest na wieczną pogoń za nieuchwytnym. W obu
wierszach pobrzmiewa romantyczne pragnienie, by „wypowiedzieć wszystko, co
pomyśli głowa i poczuje serce”. Jednak autoironia Trawopisa
czy kapitulacyjny wydźwięk Zielonego
wiersza wyraźnie dystansują utwory od mickiewiczowskiej melancholii. Ostatecznie
są to wiersze bardzo osobiste, bezpośrednie i pesymistyczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz